Strony

sobota, 4 sierpnia 2012

Dzień 22: Zwiedzania nadszedł czas! Ueno i Asakusa

Wchodząc na Fuji postanowiłem, że teraz weekendy będę poświęcał przede wszystkim na zwiedzanie, bo jeszcze w sumie nic nie zobaczyłem.

Ponieważ nie mam też zbytnio talentu do układania planów wycieczek, przeszukiwania przewodników itd., zapytałem jedną z moich rodaczek o to, które miejsce poleciła by mi na zwiedzanie. Odpowiedź jaka pada zawiera nazwy dwóch sąsiednich dzielnic Tokyo: Ueno i Asakusa.

Ueno

 

Ueno to dzielnica znana ze swojego parku oraz zawartych w nim kilku muzeów(narodowego, nauki i sztuki) oraz jednego z tokijskich ogrodów zoologicznych.

W okolicach południa wysiadam więc w Ueno. Nie zwiedzam od rana ponieważ wieczorem są fajerwerki, na które chcę pojechać prosto "z trasy". Park zaczyna się tuż przy wyjściu ze stacji więc nie muszę niczego szukać. No więc wchodzę i sobie chodzę.

Park jak park, jest tu wszystko co jest i w naszym kraju, no może z wyjątkiem Starbucksa w samym środku parku oraz licznych kaplic.

Wejście do pierwszej kaplicy znalezionej w parku



Każdej kaplicy/świątyni towarzyszy takie miejsce, gdzie wierni mogą się obmyć przed wejściem do świątyni, nie widziałem jednak wielu użytkowników.

Kaplica w pełnej okazałości

No tak, nasi przodkowie wykuli z kamienia posążek, ale my musimy coś dodać.


Następna kaplica otoczona jest jeziorkiem, które wypełnione jest takimi oto chwastami
Kaplica numer dwa, przed wejściem widoczny jeszcze jeden popularny element. Wstawiamy do misy kadzidełko i okadzamy się dymem.

W okół kaplicy znaleźć można rózne posążki, i taką oto tablicę, wstawioną ku czci "wielkiej" przyjaźni japońsko-amerykańskiej.



A to chyba właściciel parku z czasów jego powstania

W oddali majaczy "Niebieskie/podniebne drzewo". Tokyo także pobłogosławiło mnie chłodną pogodą!

Dzwonnica

Miasteczko bezdomych. Tak, tutaj też jest ich dość dużo.

Jakiś japoński Piłsudski

Po przejściu części z kapliczkami, zmierzam do muzeum narodowego. Pomijam w międzyczasie Zoo gdyż jakoś nie wydaje mi się, żebym mógł tam zobaczyć coś ciekawego patrząc przez pryzmat różnic pomiędzy naszymi krajami,

Sadzawka przed muzeum narodowym



Muzeum składa się z kilku budynków, z czego dwa niestety są remontowane na poczet trzęsień ziemi. Kupuję więc studencki bilet w wersji "podstawowej" to jest tylko na podstawową ekspozycję i wchodzę.
Główny budynek to około trzydziestu sal pełnych... no tego co zazwyczaj mamy w narodowych muzeach...


Podobają mi się bardzo posągi w Japonii. Przede wszystkim dlatego, że w kulturze europejskiej zazwyczaj jest to po prostu posąg z kamienia. W kraju kwitnącej wiśni natomiast, te posągi są często bardzo szczegółowe oraz jest na nich wiele dodatków ze złota/drewna.


To co osobiście interesuje mnie najbardziej na pierwszym piętrze to sala na temat historii japońskich mieczy. Nie ma w tym miejscu jednak całych mieczy, a jedynie poszczególne części. Przechodząc całe muzeum doszedłem do wniosku, że te całe miecze są wciąż w prywatnych kolekcjach przodków właścicieli i kolekcjonerów gdyż tylko dwa czy trzy całe miecze były widoczne w całym muzem.


Same ostrza więc nie wywołują większego wrażenia, to co jest bardzo ciekawe to szczegóły artystyczne związane z ostrzami i pozostałym oporządzeniem.


Ozdoba ostrza w miejscu gdzie ostrze kończy się gardą i rękojeścią

Opis poszczególnych części ostrza, nie miałem pojęcia, że jest ich aż tyle!




Spinki i inne drobiazgi służące do przypinania pochwy do pasa

Wizerunek bożka długowieczności ;)

Domek herbaciany na tyłach muzeum, niestety niedostępny dla zwiedzających


Na drugim piętrze biegnę do sali związanej z historią samurajów. Tu też niestety nie ma szaleństwa, kilka zbroi i hełmów, w dodatku pokazanych oddzielnie.


Jest przynajmniej jedna cała zbroja, która wywołuje na mnie ogromne wrażenie jeżeli chodzi o ilość szczegułów i ogólny wygląd.

Samurajska zbroja

Fantastyczny hełm, zauważcie złotego smoka na szczycie

Ulica Kappabashi

 

Stwiedzam, że przejdę się na piechotę do Asakusy i przypadkiem trafiam na ulicę gastronomów, Kappabashi. Ulica jest sławna z tego, że na długości około kilometra są tylko sklepy dla właścicieli lokali gastronomicznych. Można tu kupić wszystko, od pałeczek przez atrapy jedzenia po meble. Postanawiam sprawdzić w takim razie, co bym tu kupił gdybym chciał taki lokal otworzyć.



Pierwszym sklepem, który przykuwa moją uwagę jest sklep z "posążkami", które stoją zazywczaj przed wejściem do lokalu.
Biorę!







Dalej trafiam na sklep z pałeczkami. Wybór jest dość duży. Szukam oczywiście najdroższych, przecież byle kto nie będzie do mnie przychodził. Najdroższe jakie znalazłem to 50 złotych za dwie pary pałeczek.

Pałeczki w moim lokalu

Jaki palniczek, żeby było gdzie grzańca w zimie zrobić

Oczywiście neon z napisem piwo
Jakiś lampion, co by wpasować się w kulturę, tu one zastępują szyldy


Jeszcze menu za szybę lokalu
No po prostu mniam... "kopiec kreta" ale wygląda jak ...





Jeszcze jakiś kawałek nożyka i czekam na pierwszą dostawę piwa z Rzeczypospolitej


Zastanawiałem się czy to był sklep z bronią czy z wyposażeniem kuchni


Asakusa


Znalazłem wszystko do mojego lokalu więc kontynuuję zwiedzanie, tym razem dzielnicy Asakusa.
Moim celem jest świątynia Sensoji. Po drodze idę uliczkami handlowymi.

Wejscie na jedną z handlowych uliczek


 
 

Trafiam na warzywniak. Postanawiam sprawdzić jak się mają ceny i co można a czego nie można kupić.

trzy duże pomidory za jedyne 15 złotych
Trochę mizerne te ogórki





















Dwie marcheweczki po 4 złote. Ale wszystkie równiutke i ładnie zapakowane, unia by się cieszyła.















Ogólnie wszystko tutaj jest ładnie popakowane, po cztery cebule, po cztery ziemniaki, nic tu się nie waży(a przynajmniej ja nie widziałem), wszystko jest poporcjowane a ważeniem zajmuje się producent. To pozwala zaoszczędzić dużo czasu i chyba ma sens. Dodatkowo są oczywiście promocje typu "1 banan -  4 złote, 3 banany - 8 złotych". Oczywiście będąc tu najgłupsze co można robić to przeliczać wszystko na złotówki, chciałem tylko pokazać róznicę w cenach produktów ;)

Docieram wreszcie do świątyni.

Przed świątynią trafiam na posążek jakiegoś aktora w jego ulubionej roli

Mam zdecydowaną słabość do tego, jak japończycy przycinają żywopłoty i drzewka

Przed świątynią

W okół świątyni płynie coś na kształt rzeczki, w której jest pełno karpi koi, z tym, że tu to one są w rozmiarach umożliwiających spożycie ;) I jeszcze te irytujące świerszcze w tle.. kiedy zbierze się ich wystarczająco dużo(np. w jakimś parku lub ogrodzie) to brzmi to jak lądujący helikopter.




Świątynia Sensoji



Tak tak ... wiem... wam to się pewnie kojarzy z symbolem religii shinto... mi niestety nie




Wnętrze świątyni
Wchodzę do świątyni i wreszcie widzę dokąd ludzie rzucali pieniążki ostatnio kiedy byłem w takim miejscu ale nie wolno było podejść bliżej. Pieniążki wpadają przez kratkę, a tam na dole już siedzi mnich i liczy.

Brama przed świątynią
Przed świątynią stoi okazała brama i kilka budynków swiątynnych


Widok na świątynię z zewnątrz






Ja i kobieta-latawiec przed świątynią




Obok bramy jest tzw. "pagoda"

 Za bramą jest uliczka z różnymi śmieciam i jedzeniem. Zgłodniałem więc szukam jakiegoś kawałka mięsa bo nie mam ochoty na słodkie. Znajduję coś co wyglądało jak kawałki mięsa w panierce na patuku, cóż ... pudło. To chyba było jakieś tofu czy co

Moje "mięsko"
Można było także zjeść jakieś czekoladowe ciasteczka robione przy nas, niestety nie miałem na nie ochoty, nagrałem za to z jakim kunsztem były przygotowywane.



"Najedzony", opuszczam teren świątynny by zdążyć na fejerwerki. Znowu przemieszczam się handlowymi uliczkami.


Katana? Tak, przeciwdeszczowa ;)

Gdy dojeżdzam na stację, gdzie ma mieć miejsce pokaz, nie mam problemu z odnalezieniem drogi gdyż chyba wszyscy kierują się w tamtym kierunku a dodatkowo kieruje nami policja. W tłumie udaje mi się spotkać także innych praktykantów, którzy przeczytali moją wiadomość o pokazach fajerwerków w najbliższych tygodniach. Czekamy na kogoś jeszcze jednak jest już późno i nie możemy się znaleźć więc ruszamy z tłumem w kierunku pokazu. W pewnym momencie widzimy pierwsze fajerwerki... no tak, w Japonii wszystko musi zacząć się o czasie. Niestety na nikim to nie robi wrażenie a wygląda na to, że do miejsc docelowego jeszcze kawałek. Postanawiamy więc trochę przyspieszyć i zaczynamy marszobieg ponieważ spomiędzy budynków słabo widać fajerwerki. Okazuje się, że pokaz jest na prawdę daleko więc zatrzymujemy się na jakimś parkingu skąd dobrze go widać. To co mnie dziwi to to, że pomimo iż pokaz trwa, to wszyscy suną bardzo powoli. Dochodzę do wniosku, że dla japończyków jest to bardziej okazja do spotkania znajomych i wypicia piwa niż zobaczenia fajerwerków. Świadczyć może o tym też fakt, że jeszcze przed końcem pokazu ludzie zaczynają wracać, pewnie nie mają już piwa albo mają już dość alkoholu we krwi.

Pokaz trwał 75 minut, to najdłuższy pokaz fajerwerków jaki widziałem, pełen fantastycznych fajerwerków, których nigdy nie widziałem w europie jak te w kształcie serduszek czy wybuchające w kształt klepsydry z pierścieniem po środku. Niestety rozładował mi się aparat więc zdjęć nie będzie, ale mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że warto tu przyjechać w sezonie fajerwerkowym ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz