Strony

sobota, 14 lipca 2012

Dzień 1: Orzeł wylądował! Pociągi i Shinjuku

Doleciałem!

Niesiony na skrzydłach Aeroflot'y po dziewięciogodzinnym locie z moskwy, przepełnionym oglądaniem filmów i graniu w arkanoida, jestem! Przemykam się korytarzami lotniska Narita by stawić się do kontroli paszportowej. W samolocie rozdali nam do wypełnienia oświadczenia celne oraz te związane z pobytem, którymi trzeba się będzie pochwalić.

Docierając do bramek odprawy paszportowej, a właściwie nie tyle odprawy co kontroli imigrantów, stajemy w kolejce a pewna ogarnięta kobieta rozsyła nas do okienek. Trafiając do mojego muszę oczywiście pokazać paszport, położyć dwa palce na jakimś urządzeniu i wyszczerzyć się do kamery. Pan trzaska mi focię po czym zagląd w wizę oraz na kartę z informacją o pobycie, którą wypełniłem w samolocie i gdzie wpisałem czas pobytu: 88 dni. Chwila konsternacji(poniżej 90 dni "nam" wiza nie jest potrzebna), aaale po spojrzeniu na dokument, który upoważnia mnie do ubiegania się o wizę i opisuje powód(Cerficate of Eliglibility) jako "Designated activities", wszystko staje się jasne. Co to oznacza "Designated activities"? Oznacza to, że mojego pobytu nie można zaliczyć jako praktyki studenckiej a zarazem nie jest to praca(to kwestia tego, że jestem praktykantem, ale zarabiam więcej niż jest to dozwolone dla praktykanta w Japonii). Celnik woła drugiego celnika, po czym ten zaprasza mnie do oddzielnej sali gdzie każe mi czekać. Po kilku minutach dostaję do ręki "kartę rezydenta"(nówka sztuka, system działa od 4 dni) oraz trochę papierków po czym wypuszczają mnie do strefy odbioru bagażu. Z bagażem już tylko przebrnąć przez celnika, nic do oclenia i jedziemy dalej.

Umówiłem się z człowiekiem z IAESTE, który ma mnie odebrać w mieście, że do niego zadzwonię z automatu jak wyląduję i tu pierwszy zonk. Przy automatach są dwie maszyny z kartami do telefonu ale maszyna bliżej telefonów, wydaje karty do jakichś innych model(karta jest szersza, nie mieści się w telefonie) no i pierwsze 1000 yen psu w d**ę... ogarniam drugą kartę i dzwonię. Akito mówi gdzie się spotkamy więc biegnę do podziemi lotniska po bilet do stacji NIPPORI.
Pani mówi że nie gada po angielsku ale ma tam na karteczce wszystko napisane więc tylko pokazuje a ja kiwam, że to.

Jeszcze tylko sprint przez brameczki(tutaj nikt nie sprawdza biletów ale przy brameczkach są strażnicy). Wchodząc bilet otwiera Ci bramkę, wychodząc bramka także się otwiera z tym, że zżera bilet. Wsiadam I jadę. Jest klima, dam radę, chociaż powoli robi się gorąco(jest koło południa). Wrażenie na temat pociągów: CZAD, wszystkie linie mają swoje kolory, na stacjach nazwy stacji w rozkładach są także "po naszemu" a pociąg gada po angielsku i pisze do nas na wyświetlaczach dokąd jedziemy.

Wysiadam i spotykam Akito i Harutakę, który także czeka na swojego praktykanta z Francji(prawdopodobnie lecieliśmy jednym samolotem). Zaczynamy rozmawiać o Polsce, o Japonii i ich języku(jak można nie używać spacji!!). Po jakichś 40 minutach francuz dzwoni że "sorry ale jednak wysiadł w tokio i ma się spotkać ze znajomymi". Trochę to nie halo względem Harutaki ale ok, jedziemy do Shinjuku kupić mi komórę. Kupa ludzi(nie wiem skąd wiedzieli, że będę ale autografy później), trochę dup... dużo ludzi, wszystko się świeci i czad ale niestety nie robię zdjęc bo śmigam z walizką i jestem zmęczony, ale jeszcze tu wrócę.

Wchodzimy do "SoftBank" czyli dealera komórków i innych gadżetów a tam miła pani wszystko tłumaczy. Siedzę pomiędzy Akito i Harutaką a kobieta czyta mi instrukcję strona po stronie (instrukcja jest po angielsku, a kobieta nie mówi po angielsku ani słowa), właściwie nie tyle mi co Akito i Harutaka, więc czuję się jakbym przyszedł po telefon z rodzicami, "Mamo, mogę ten?!".
To pierwsze słowo to moje imię po Japońsku :D
Było potrzebne do dokumentów

Musimy poczekać godzinkę więc wychodzimy na upał i ustalamy co dalej. Mówię, że nie bardzo mam czym zapłacić za hotel więc chciałbym znaleźć ATM ale ustalamy że firma już zapłaciła więc jest git, chociaż nie ma ATM'u. Wbijamy więc do jakiegoś lokalu na browar (już pierwszego dnia <cwaniak>).

Tu lekkie zdziwko bo trzeba zapłacić za stolik, ale przecież nie będę łaził po całym mieście z walizą będąc tak zmęczonym. Siadamy więc w sektorze gdzie trzeba zdjąc buty(ciekawostka!) i tu następne zdziwko, dostajemy małe, wilgotne ręczniczki! Pytam po co to i zostaje mi wytłumaczone, że po to, żeby wytrzeć ręce przed jedzeniem/piciem. No tak, cywilizacja... Wychylamy jakiś tutejszy browarek i wracamy po komórę.

Potem już na wprost do hotelu bo nie mam już siły i potrzebny mi prysznic.

Veni Vidi Vici!
Z Akito przed hotelem




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz