Strony

poniedziałek, 23 lipca 2012

Dzień 8,9: Karaoke!

Umówiliśmy się dzisiaj na obchodzenie urodzin Rie, czyli osoby odpowiedzialnej za wszelakie dokumenty i komunikację fima-praktykant zanim ony student przyjedzie do kraju. Spotykamy się "pod psem" czyli przy posągu Hachiko na stacji Shibuya. Jak zwykle trochę się spóźniam jednak ku mej ucieszie nie tylko ja, bo brakuje najważniejszej osoby, a więc samej Rie. Mam więc chwilę, żeby nacieszyć się widokiem Shibuya, dzielnicy popularnej ze względu na ilość sklepów oraz ogromne skrzyżowanie.


Yuki zbiera grupę i zabiera nas do "klubu" karaoke czy jakkolwiek to nazwać. Lokal mieście się na kilku miejscach jakiegoś bloku. Na jednym z pięter jest recepcja podczas gdy na 2-3 pozostałych są pokoje do karaoke. W każdym pokoju jest miejsce dla 6 do 9 osób, stolik, telewizor i kontroler do karaoke, t.j. coś niby iPad do wybierania piosenek. Każdy może sobie znaleźć piosenkę i wstawić do kolejki po czym zaśpiewać. To coś zupełnie odmiennego od karaoke w Polsce, gdzie na początku śpiewają 1-2 osoby, a potem z kolejnymi kolejkami, cały lokal. Tutaj ludzie bawią się w mniejszych grupach, za to używają dodatkowo tamburynów oraz grzechotek.

Pokój do karaoke

Pilot do karaoke
Dodatkową ciekawostką jest to, że płacimy z góry za godzinę (1300 yen/osoba), ale mamy za to drinki do woli z dostawą, tj. mamy telefon w pokoju. Przeczesujemy więc ulubione utwory wszystkich zgromadzonych(od piosenki z DragonBall'a, przez chińskie ballady do angielskich standardów typu "Yellow submarine") nie żałując sobie przy tym piwa. Mam okazję poznać praktykantów z Chin, których do tej pory nie spotkałem jak i byłych członków IAESTE Tokyo, którzy chętnie z nami rozmawiają i chcą usłyszeć jak śpiewamy ;)

Czas jednak szybko mija i musimy się zebrać, wychodząc, Rie dostaje od polskiej ekipy przywiezioną przeze mnie żubrówkę oraz chińskie zupki, o które poprosiła ;) Nie jesteśmy oczywiście jedynymi, którzy obdarowywują solenizantkę, przez co ta opuszcza lokal objuczona dokładnie wszelkim dobrem. Przed lokalem odśpiewane zostaje "happy birthday to you" i zaczynamy się rozchodzić. W polskiej ekipie powstaje jednak pomysł aby zostać w Shibuya i imprezować "do pierwszego metra" zgodnie z naszym zwyczajem.

Zbieramy grupę chętnych i zaopatrujemy się w sklepie po czym wracamy do Hachiko gdzie siadamy sobie pod posążkiem i zaczynamy rozmowę. Po północy jest tam pusto, zostają tylko śmieci, chociaż do(bardzo rzadko spotykanych w Tokyo) śmietników jest z 10 metrów i oczywiście my. Siedzimy i rozmawiamy(trochę o życiu i o śmierci) napawając się jednocześnie widokiem telebimów na skrzyżowaniu przed nami.

Po jakimś czasie spotykamy parę australijczyków z Brisbon, którzy szukają autobusu do jakiegoś klubu jednak nieskutecznie. Są zdesperowani żeby poimprezować ponieważ niedługo wyjeżdżają, podrzucamy im więc pomysł karaoke. Zostajemy zaproszeni, bo we dwójkę to niezbyt fajna zabawa. Wyruszamy więc spowrotem tam skąd przyszliśmy i po ustaleniu, że jest czynne, wchodzimy na górę i zajmujemy pokój. Okazuje się, że dostaliśmy pokój z jakimś innym modelem pilota, który jest tylko po japońsku i ma jakieś dziwne menu do wyboru piosenek. Idziemy do recepcji aby zapytać się jak to działa i dostajemy ogromną książkę telefoniczną z numerami piosenek które trzeba wklepywać. Stwierdzamy, że to zabawne ale wolimy ten "lepszy" pilot i prosimy o zmianę pokoju lub pilota. Dostajemy więc nowy pokój i zaczynamy powtórkę z rozrywki. Akurat lubię się bawić przy karaoke więc wieczór upływa wyśmienicie z wyjątkiem faktu, iż Polak nie jest przyzwyczajony do faktu, że płaci z góry i może pić ile chce. Ponieważ nie musząc płacić za każde piwo, nie liczę ile już wypiłem, po rozstaniu ledwo trafiam do domu...Niedziela jest najgorszym dniem mojego pobytu w Tokyo, niestety nic wartego opisania się nie wydarzyło ...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz