Strony

niedziela, 15 lipca 2012

Dzień 2: Hotel i Okolica

Konnichiwa!

I cóż przynosi ten pierwszy dzień "na spokojnie"?

Otwieram oczy wcześnie, bo już o 16 i stwierdzam, że jest goooorąco, ale nic, jest klima, jest impreza. Otulony chłodną bryzą uruchamiam tv i uruchamiam czajnik z wodą po czym kieruję swoje kroki po rodzimy suchy prowiant marki vifon. Upewniając się, że faktycznie jest tak gorąco poprzez wyjście na balkon, wracam do pokoju po czym jem śniadanie jednocześnie zgłębiając tajniki sumo przy pomocy brytyjskich komentatorów(czasami można przełączyć na angielskiego komentatora jak są duże zawody albo wyłączyć dubbing w amerykańskich filmach), zaciekawiony onym sportem jednak nie pozostaję przed telewizorem długo bo chociaż okazywuje się, że mam modem, o który poprosiłem jeszcze wczoraj, to rozładował mi się laptop bo przejściówka nie pasuje!! Zachowując zimną krew schodzę jednak do recepcji zapytać czy mają albo może wiedzą gdzie mogę kupić właściwe przejsćiówki ale co się okazuje!? Otóż dostaję przedłużacz, do którego pasują moje przejściówki!!

Uradowany  tym faktem wracam do pokoju i ze łzami w oczach paczę jak monitor mojego laptopa rozświetla napis "Ubuntu". Jest prąd, jest net, jest fejzbunio, są oczy na świat, znów czuję się obywatelem wszechświata...

Na fejzbuniu ogłasza się wypad na piwo. Sprawdzam w google maps trasę, niestety jest to dość daleko a ja jeszcze sam nie jeździłem. Odpuszczam więc browar i idę na spacer po okolicy, ogarniając trasę hotel -> stacja Kawasaki. Przy stacji, która pełna jest sklepów, znajduę uliczkę z ostoją taniości gdzie znajduję sklep z tanimi słodyczami a dalej także z tanimi kosmetykami gdzie nabywam żyletki (tylko po piątaku za parę). Robię zakupy po czym idę jeszcze połazić i wracam do hotelu, dalej odsypiać.

Ulica ociekająca taniością
A i jeszcze jedno, krusher w KFC w Japonii >>>>> Krusher w Polsce.
Tak tak, to nie japońskie ale nic nie poradzę, jestem uzależniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz