Strony

sobota, 21 lipca 2012

Dzień 7: Spotkanie z lokalnymi studentami, wizyta w Izakaya

Piątki to dni spotkań komitetu lokalnego IAESTE Tokyo. Jako praktykanci jesteśmy zapraszani na nie co drugi tydzień. Spotykamy się więc grupką na tej samej stacji metra gdzie wysiadałem idąć zobaczyć świątynię kilka dni temu. Spotykam wielu nowych praktykantów jak i członków komitetu.

Po chwili docieramy na jakiś uniwerek, budynek nie wygląda na jakiś duży, ale kto by tam w nocy się tym interesował. Wchodzimy na górę i trafiamy do sali pełnej członków lokalnego komitetu.



Spotkanie się zaczyna, powitanie, srutututu, opowiadają nam o nadchodzących eventach tj. wypadzie na górę Fuji, wypadzie do Japońskiej wersji NASA oraz wypadzie miasteczka studenckiego i fabryki sake.

Po przekazaniu nam tych informacji niektórzy z praktykantów prezentują swoje kraje a na koniec każdemu praktykantowi zostaje przydzielona grupa i rozmawiamy sobie z lokalnymi. W mojej grupie brak jest pojęcia o Polsce, jedynie Chopin coś tu znaczy(jednak chwilę to trwało zanim wszyscy zatrybili). Pytam co chcieliby wiedzieć i sam zadaję pytania jednak kiepsku tu ze skleceniem nawet jednego zdania po angielsku co trochę mnie irytuje choć staram się pomagać. Dołącza do nas na szczęście Rie, która jak się okazuje studiuje anglistykę w Japonii, więc nie mamy problemów z komunikacją(nareszcie!) a Rie pomaga mi tłumacząc pozostałym co mówię. Trwa to niecałą godzinę po czym musimy opuścić budynek i ogłaszamy wyjście na piwo. Spotykamy się przed budynkiem i okrążamy ten blok budynków aby trafić do tzw. "Izakaya" czyli rodzaju pubu gdzie można się napić i zjeść jakieś przekąski, które dzieli się z innymi.






Na początku dostajemy odpowiednik europejskich orzeszków pod piwo, z tym że tu są reprezentowane przez małe kawałki ośmiornicy z wasabi, a że wszystko smakuje dobrze z wasabi, to się zajadam ;)
Potem na stół trafiają jeszcze takie smakołyki jak makaron z musztardą(świetny!) czy jakaś wariacja na temat dyni. W międzyczasie zostaję nauczony słowa "nama!" czyli "następne" czy też "świeże", którym to zaklęciem instruuję kelrnera iż zyczy mi się następne piwo "Sapporo". Wieczór upływa bardzo zabawnie i interesująco, w dużej mierze dlatego, że przyszli z nami tylko mówiący płynnie po angielsku japończycy.

Wychodząc, poznaję jeszcze jeden fantastyczny zwyczaj japończyków a mianowicie to, że przychodząc do takiego miejsca aby napić się piwa i wspólnie zajadać się zakąskami, na koniec wszyscy płacimy po równo! Niektórym może się to nie spodobać, bo i mi było trochę głupio gdyż wypiłem więcej niż niektórzy więc dołożyłem więcej jenów jednak kiedy wszyscy są na to przygotowani, uważam to za świetną zachętę do tego, aby wszyscy bawili się jak najlepiej, bo i tak zapłacą więcej jeżeli będą smutni ;)

Tu jednak wieczór się nie kończy, gdyż jak to zwykle bywa "jeszcze jedno!" za dużo i impreza przeciąga się do rana bo spóźniamy się ostatni autobus/pociąg. Nie dałem jednak za wygraną i starałem się zdążyć na ostatni pociąg, nie byłem jeszcze jednak tak zaznajomiony z liniami koleii więc po tym jak okazało się, że jedna z dóch linii, które mi pasują(Tokaido) już nie jeździ, pospieszyłem szukać właściwego peronu dla drugiej(Keihin-Tohoku). Ponieważ dwa podobne odcienie niebieskiego schodzą się w mojej okolicy, źle odczytuję nazwę linii na mapie jako Yokosuka. Gdy nie znajduję swojej stacji na żadnej z jej peronów(nna peronach są rozpiski ze stacjami i czasem jaki trwa podróż z aktualnej stacji), szukam drugiej "niebieskiej" linii i trafiam na ostatni ostani już pociąg, który niestety zatrzymuje się stację(!!!) przed Kawasaki.

Uświadomiłem sobie później, że moim problemem jest to, że nie wiem jakie są stacje końcowe kiedy wracam do domu, gdyż w tunelach/korytarzach pomiędzy peronami, wskazówki co do peronów i linii, oprócz kolorów są opisane stacjami docelowymi, żeby można było rozpoznać, w którą stronę jedzie pociąg danej linii z tego peronu.

Trafiam więc na stację Kamata, gdzie jak wielu towarzyszy niedoli ustawiam się w kolejce do taksówki, ze łzami w oczach myśląc o koszcie jaki będę musiał ponieść. Taksówkarze z całej dzielnicy tylko na to czekają i przy postoju ustawia się niekończący korowód "żniwiarek" połykający kolejnych spóźnialskich imprezowiczów, których razem ze mną jest na oko kilkudziesięciu.

Kolejka do taxi, chyba z 50 osób.

Nadchodzi moja kolej, drzwi taksówki otwierają się automatycznie(można spokojnie wsiąść, nie trzeba się szarpać). Kierowca nie mówi po angielsku ale mówię Kawasaki, on dopowiada "Station?" i jest dogadane. Próbuje mnie pytać o adres ale nazwa hotelu nic mu nie mówi a ja nie jestem w stanie pokazać mu na mapie miejsca, na szczęście ze stacji mam bardzo blisko do hotelu. Wysiadam w znajomej okolicy jednak zanim wysiądę, spotyka mnie zrządzenie losu, a mianowicie na tacce, która dzieli mnie i szofera a na której kładziemy mamonę(wszędzie w japonii te tacki są chyba takie same), leżał już 1000 jenów, co było chyba napiwkiem od poprzedniego klienta. Ja położyłem swoje 10000 a kierowca oddał mi tamten 1000 i wydał reszty. Tak oto trafiam do hotelu ...

2 komentarze:

  1. Albo mi się wydaje, albo post się kończy "Tak oto" i nic dalej nie ma ;)
    Nie wierzę, że blogger ma limity na polu w bazie :D Pijany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej kwestia tego, że w hotelu mam kiepski internet i jak ktoś ściąga za dużo anime to router przestaje ogarniać i nie robi się atuozapis.

      Usuń