Strony

wtorek, 31 lipca 2012

Dzień 18: Wach-san integruje się w pracy

No to po dówch tygodniach, czas wreszcie na moją imprezę powitalną!

Yakuwa-san był odpowiedzialny za spotkanie, na którym będziemy mogli poznać się bliżej z zespołem. Początkowo miało wypaść w środę ale dowiedziałem się od Noda-san, mojej przełożonej, że w środę jest impreza IAESTE(śmieszne, że to akurat w pracy się o tym dowiaduję) i musieliśmy przełożyć to na wtorek. Oczywiście nie mam powodów do narzekania, jedna impreza więcej nie zaboli. Niestety przez to nie wszyscy mogą przyjść ale cóż, będą i inne okazje.

Zbieramy się o 18(pomimo tego, że dzień pracy oficjalnie trwa do 17:35, to większość ludzi nie podnosi się przed 18) i wychodzimy. Zmierzamy do lokalu typu Izakaya, gdzieś niedaleko biura.

Wychodząc z budynku poznaję pierwszych dwóch "kolegów" z pracy(chociaż ciężko mi tak o nich myśleć, skoro wszyscy tu mają tytuły doktora i są po 40-tce ;) ). Okazuje się, że jeden z nich(chyba nigdy nie zapamiętam ich nazwisk....) był w Polsce przez trzy miesiące na wyjeździe biznesowym. Wspomniał, że bardzo smakował mu bigos(tu zakręciła mi się łezka w oku) oraz, że w czasie bożego narodzenia, trakt królewski w Warszawie jest bardzo piękny. Drugi z moich rozmówców to Tonouchi-san(dostałem od niego wizytówkę ;) ), który zajmuje się administracją systemami, czy jakoś tak(czytam jego rozprawę doktorską). Po drodze tłumaczę im jak wygląda edukacja w Polsce oraz jak to komunizm buduje przy pomocy biurokracji kolejne mocarstwo, jakim jest Unia Europejska. Człowiek, który był w Polsce, zauważa, że Polacy znani są z wysokiego wykształcenia w ścisłych dziedzinach(tu rozpiera mnie duma i oczywiście przytakuję). Ja także dowiaduję się, jak wyglądają studia w Japonii. Przeciętne studia trwają sześć lat(cztery plus dwa) i w zwyczaju jest robić potem zaocznie doktorat. Studia są płatne a po uzyskaniu tytułu magistra zazwyczaj duże firmy już na nas czekają w drzwiach uczelni(spotkałem też studenta, który już na studiach został zaakceptowany w jedej z dużych firm i czekają tylko aż skończy studia). Tutaj więc, w kulturze korporacji i wielkich firm studenci nie muszą specjalnie szukać firmy, w której mogą złożyć CV.

Trafiamy do lokalu i rozsiadamy się, ja jako gość(i jedyny "cudak"), siadam na środku stołu pomiędzy tymi, z którymi rozmawiałem przez całą drogę.

Jedyna kobieta to moja przełożona, pomarańczowa koszulka to polski wizytator(widać, że odbiega od pozostałych ;) ), najmłodszy z mężczyzn to mój opiekun a u szczytu po lewej to kierownik całego zespołu)

Wieczór upływa przyjemnie, rozmawiamy trochę o igrzyskach, które lecą w tle na telebimie. Okazuj się na przykład, że chociaż Judo pochodzi z Japonii, to na ostatnich igrzyskach ich zawodnicy nie odnieśli ogromnego sukcesu. Na stole pojawiają się różne przekąski, standardowo kawałki surowych ryb, jakieś kulki z ryżu i oczywiście piwo! Moje szczęście jednak sięga zenitu, kiedy na stół trafia...kiełbasa!! Oczywiście wszyscy wy fani Japonii, prawdziwi japończycy, choć bez paszportu, powiecie "Pojechałeś do Japonii i jesz kiełbasę?!". Odpowiem wam na to, że chociaż w Japonii kuchnia jest bardzo różnorodna i ciekawa, to jednak nie jest tak pożywna jak w Polsce i mojemu organizmowi najzwyczajniej brakuje tu mięsa. Kiełbasa to także po prostu mój ulubiony przetwór mięsny.

Kiełbasa!!! W dodatku dobra!
Stwierdzam, że poczułem się jak w domu, wywołując tym śmiech u wszystkich. Zajadam się więc dobrą japońską kiełbaską i odpowiadam na różne pytania typu "Co najbardziej zdziwiło mnie w Japonii". Rozowa schodzi także na alkohol i zostaję zapytany o to, czy próbowałem już sake. Odpowiadam że nie i zapytany czy chciałbym spróbować, mówię, że tak, ale tylko jeżeli ktoś napije się ze mną.
Po chwili na stół trafia butelka sake i kilka kieliszków, a właściwie charakterystycznych dla japończyków czarek.

Sake i rybka wygladajaca troche jak szyneczka

Mój towarzysz rozlewa sake i mam okazję po raz pierwszy spróbować sake! Okazuje się, że małą czarkę pije się jak wino, na kilka łyków, jednak czarka przypomina rozmiarem raczej kieliszek więc wypijając ją "na raz" wywołuję odgłos zaskoczenia u kilku osób ;)

Pierwsze sake w Japonii, kanpai!
Sake z założenia ma 20% mocy, jednak powiedziano mi, że to prawie na pewno nie jest prawdziwe sake i ma około 15%. Nie mniej jednak, sake jest bardzo smaczne jak na napój alkoholowy i zdecydowanie smakuje lepiej niż wino(to oczywiście subiektywna ocena). Przede mną więc jesz japońskie Shochu("szoczu"), które jest pośrednim alkoholem pomiędzy sake i wódką jeżeli chodzi o moc. Opowiedziałem Japończykom także o zwyczaju, który osobiście celebruję w Polsce, że pijąc z kimś, staramy się nie polewać sobie sami i zawsze dbamy o to, żeby nasi towarzysze mieli pełne kieliszki.

Mijają dwie godziny i zostajemy poinformowani, że możemy złożyć ostatnie zamówienie. Wynika to z tego, że w Japonii bardzo popularne są imprezy typu "pijesz ile chcesz" lub "jesz ile chcesz", które są ograniczone czasem, bo klienci po około dwóch godzinach najzwyczajniej najadają się i/lub sięgają limitu tolerancji alkoholu i przestają zamawiać więc lokale z góry zaznaczają, że płacimy z góry, róbta co chceta, ale wyjdźta za dwie godziny bo następni czekają.

Wszyscy stwierdzają, że są najedzeni i napici więc zbieramy się do wyjścia. Dzięki temu, że wciąż coś jadłem(a przede wszystkim dzięki kiełbasie ;) ) piwo i sake nie wywarły na mnie większego wpływu podczas gdy niektórzy z nas troszeczkę się zataczają a mój partner do sake śmiesznie mówi. Coż, już przed wyjazdem mówiono mi, że wielki naród Japoński przestaje być taki wielki kiedy siada się z nim do butelki, co chyba jest u nich genetyczne i nie wynika tylko z małej masy ciała. Taka sytuacja jednak wydaje mi się bardzo pozytywna, takie rozluźnienie u "starszych stopniem" w mojej obecności zmniejszy pewnie trochę dystans jaki panuje między nami z racji wieku, pozycji i kwestii kulturowych.

Rozstajemy się na stacji i zmierzamy do domów, wcześniej jeszcze dziękuję wszystkim za wieczór.

Do zobaczenia raniuchno w biurze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz